Tengel Dobry
Głowa Rodu Lind
Dołączył: 03 Lut 2009
Posty: 265
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany: Śro 3:32, 14 Kwi 2010 PRZENIESIONY Pią 21:31, 16 Kwi 2010 Temat postu: Historia naszej twórczości. |
|
|
Na forum zaczęło powstawać ciekawe opowiadanie.
Niestety powoli umarła chęć pisania.
Oto to co pozostało.
Być może dopiszecie do niego dalszy ciąg, Wy którzy tu zajrzycie
TengelDobry
Głowa Rodu Lind
Zapraszam do wspólnego pisania powieści/ opowiadania.
Każdy z użytkowników może coś do niej dopisać, tylko pamiętajcie o przestrzeganiu regulaminu forum. To tak na wszelki wypadek jakby co poniektórych fantazja poza regulamin poniosła
"Tajemnica pergaminu znalezionego w piwnicy"
Antoni ze smutkiem wracał z pogrzebu dziadka do domu, który właśnie odziedziczył.
Znał go dobrze. Każde wakacje i prawie każdy weekend spędzał w tej starej podmiejskiej willi, a ostatnie trzy lata po śmierci rodziców mieszkał tutaj na stałe.
Czuł, że od środka wyżera go bezdenna pustka. Był teraz sam, zupełnie sam. Od śmiertelnego wypadku rodziców, to właśnie dziadek był jego jedyną rodziną, jedynym przyjacielem i to z nim spędzał każdą wolną od studiowania archeologii chwilę.
Dziadek Antoniego także był archeologiem i to on zaraził go jeszcze jako dziecko tym bakcylem. Pamiętał z jaką niecierpliwością czekał na wieczorne opowieści dziadka o dalekich podróżach, dawnych cywilizacjach i tajemnicach jakie kryje przeszłość.
Jego wspaniały dziadek, odkrywca. Wychodził cało z przygód godnych Jnadiany Jonesa, a zginął tak banalnie. Po prostu utonął na rybach.
Teraz wiedział dlaczego nie lubił tej formy spędzani wolnego czasu. Miał to właściwie po dziadku.
Antoniego tak naprawdę mocno dziwiło, że dziadek wybrał się na ryby.
Kiedy zadzwoniono do niego na uczelnię z wiadomością, że utonął na rybach, nie mógł w to uwierzyć. Niestety okazało się to smutną prawdą.
Tak rozmyślając nawet nie zauważył jak dotarł pod ciężkie dębowe drzwi. Już chciał przekręcić klucz w zamku, kiedy postrzegł, że zamek został wyłamany. Pchnął cicho skrzydło i wszedł do środka. Po drodze chwycił dziadkową laskę z rękojeścią w kształcie papuziego dziobu. Cały dom był wywrócony do góry nogami., książki pozrzucane z półek, powywalane na podłogę zawartości szuflad i szaf. Wszystko wyglądało tak, jakby przez pokoje przeszedł tajfun. W pewnej chwili Antoniego uderzyło coś w tył głowy. Przez chwilę był zamroczony ale szybko się otrząsnął. Podniósł z ziemi laskę, która wypadła mu z reki i ruszył w stronę okna balkonowego w salonie, przez które przed chwilą uciekł napastnik. Niestety kiedy znalazł się na balkonie jego "gość" już zdążył przeskoczyć płot. Jedyne co zauważył, to że był to mężczyzna ubrany na czarno. Twarzy niestety nie widział.
Wrócił do środka, wyszukał w bałaganie telefon, wykręcił 997 i zgłosił włamanie. Potem usiadł na kanapie i załamał ręce.
Z odrętwienia wyrwał go dzwonek do drzwi. Podszedł do nich i otworzył. W progu stała nie za wysoka kobieta w towarzystwie rosłych mężczyzn w mundurach.
Była ubrana w niebieskie jeansy i ciemna, skórzana kurtkę, z pod której wystawał pistolet.
-Detektyw Justyna Bielska. Czy Pan Antoni Krzemiński?
-Tak- odpowiedział z lekkim uśmiechem. Właściwi to go zdziwiło. Wcale mu nie było wesoło, jednakże w pani detektyw było coś takiego, że mimo woli się uśmiechnął. Była ładna, ale nie typ modelki. Dość zgrabna i było widać, że jest kobietą silną oraz wysportowaną. Antoniego ujął jednak ciepły blask jej brązowych oczu i szczera twarz.
-Zgłaszał Pan włamanie, tak?- Pani detektyw kontynuowała swoją serię pytań.
-Tak, zgłaszałem.
- Czy są jakieś szkody, lub coś zginęło?
-Prawdę mówiąc nie wiem. Dopiero co wróciłem z pogrzebu dziadka i zastałem w domu kompletną demolkę. Na dodatek jakiś ubrany na czarno facet puknął mnie czymś w głowę i zwiał.
Pani policjant weszła do domu-Przykro mi z powodu Pańskiego dziadka, a teraz proszę usiąść, zaraz wezwę pogotowie.
-Nie, nie trzeba, to nic poważnego- oponował Antoni.
- Mimo wszystko nalegam, może Pan być w szoku. Lepiej dmuchać na zimne. Pan tutaj posiedzi do przyjazdu lekarza, a ja z moją ekipą rozejrzymy się po domu.(...)
Saga Simon
Pani Czarnych Sal
[...] Kiedy pani detektyw rozglądała się po domu razem ze swoja "obstawa" zadzwonił telefon w kuchni. Zdaje się ze tylko Antoni słyszał dzwonek. Nie podejrzewając niczego wstał i przeszedł do kuchni w oczekiwaniu ze to ktoś z rodziny dzwoni z kondolencjami. Kiedy odebrał początkowo nic nie słyszał. "Może głuchy telefon, ktoś sobie żarty stroi?" Pomyślał. Kiedy juz miał zamiar odłożyć słuchawkę usłyszał glos:
- Panie Antonii? Niech pan się nie rozłącza...- był to ciepły melodyjny kobiecy glos. Początkowo Antoni pomyslał ze zna skądś ten glos, ale po namyśle stwierdził ze chyba raczej nie.
-Tak, słucham? - usłyszał swoja własną odpowiedz.
-Jest cos, co chciałabym z panem przedyskutować. Aczkolwiek obawiam się ze to nie jest rozmowa na telefon. Czy możemy się spotkać w ulubionej kawiarni pańskiego dziadka? Za 30 minut tam będę. Proszę się śpieszyć!
-Ale...- Po drugiej stronie kobieta niestety odwiesiła słuchawkę.- Co się dzieje? Kim jest ta kobieta? Ulubiona kawiarnia dziadka... - Pomyślał na glos do pustej słuchawki.
W drzwiach kuchni pojawiła się pani detektyw.
- Cos się stało? Ktoś do pana dzwonił? Włamywacz może?
- Nie nie, chciałem zadzwonić do... Wujostwa. Tak do wujostwa, nie byli na pogrzebie...
- Aha.- skwitowała detektyw.
Nie wiedząc, czemu postanowił nic nie mówić policji o rozmowie, jaka przed chwila przeprowadził z nieznajoma kobieta. Tak, dosłownie jak jego dziadek, tajemnice najpierw dla mnie.
- Przepraszam czy cos państwo znaleźli, jakieś poszlaki? Spieszę się na spotkanie.
- Nie niestety nic- usłyszał w odpowiedzi. Dało się czuć w glosie ze pani detektyw cos zaczęła podejrzewać, ale nie miał czasu teraz na to. Musiał się spieszyć.
- Nie. Niestety nic. Prószę się samodzielnie rozejrzeć, jak będzie miał pan czas. A jak na razie wyślemy tutaj patrol na obserwacje. Do Widzenia Panu.
- Dowidzenia.
[...]
TengelDobry
Głowa Rodu Lind
________________________________________
(...)
Antoni spieszył się jak tylko potrafił. Niestety w kawiarni "Literat" był po 45minutach.
Znał to miejsce, ponieważ jego dziadek zawsze będąc w pobliżu wstępował tutaj na herbatę.
Podszedł do baru, przedstawił się i zapytał, czy ktoś na niego nie czeka?
Barman ruchem ręki wskazał stolik ukryty głęboko w niszy. Siedziała przy nim elegancka, starsza kobieta. Popijała herbatkę i czekała.
- Pani do mnie dzwoniła?- Zapytał Antoni przysiadając się do stolika.
- Tak ja. Z tego, co pamiętam, to umawialiśmy się za pół godziny, a jest prawie godzina. Na prawdę punktualność jest słabą stroną waszego rodu.
Twój dziadek, też się notorycznie spóźniał, ale nie o to mi chodzi.
(...)
_________________
Dida
Dama z pradawnych czasów
________________________________________
- Kim pani jest? - Spytał Antoni. Wydawało mu się, że zna z widzenia lub z opowieści wszystkich znajomych dziadka. Tej kobiety jednak nie kojarzył. Jej głos znów wydał mu się znajomy, ale na pewno jej nigdy wcześniej nie spotkał.
- To nieważne. - Nieznajoma zarumieniła się wyraźnie i zaczęła nerwowo skubać chusteczkę trzymaną w ręku. - Mam ci coś ważnego do powiedzenia, a to, kim jestem nie ma z tym żadnego związku.
- Ale mimo to chciałbym wiedzieć? Chyba gdzieś już słyszałem pani głos.
Kobieta pokręciła głową i zacisnęła usta.
- Dzisiaj rano wróciłam do domu po dłuższej nieobecności. Czekał na mnie stos korespondencji i paczka, nadana przez twojego dziadka. W niej znalazłam mały pakunek i list z prośbą, żebym to przechowała i wręczyła ci, gdy Jana już nie będzie na tym świecie. Spotkałabym się z tobą wcześniej, ale nie było mnie w kraju.
Po tych słowach nieznajoma sięgnęła po torebkę, wiszącą na oparciu krzesła i wyciągnęła niewielki pakunek, zawinięty w zwykły, szary papier i przewiązany sznurkiem.
_________________
TengelDobry
Głowa Rodu Lind
(...)
Antoni wziął od nieznajomej paczkę. Była nieduża, może troszkę większa niż paczka papierosów, a w środku coś gruchotało.
Usiadł przy stoliku i schował ją do kieszeni. Owszem ciekawiło go, co jest w środku, jednakże dla niego bardziej interesująca była starsza Pani, która zachowywała się w tak tajemniczy sposób.
- Może napiłaby się Pani kawy lub herbaty?- Zagadnął
Nieznajoma uśmiechnęła się się- Nie dziękuję. Dopiero, co wypiłam kawę. W moim wieku nie można sobie pozwolić na więcej, a już na pewno tą sama przyjemność dwa razy pod rząd.
Antoni bacznie się jej przyglądał. Wyglądała znajomo, ale na pewno wcześniej jej nie widział. Właśnie to uczucie, że zna tą starszą panią nie dawało mu spokoju. Jeżeli jej nie widział, to skąd by miał ją znać? Zawsze miał pamięć do twarzy, miejsc i sytuacji. Gorzej natomiast u niego było z zapamiętywaniem imion. Starsza Pani była teraz bardzo podenerwowana. Udawała, że wszystko jest w porządku, jednakże była spięta i ukradkiem rozglądała się po sali. Antoni postanowił, że za wszelka cenę dowie się, kim jest jego rozmówczyni.
- Bardzo przepraszam Panią- zaczął- Proszę mnie nie zbywać. Jestem pewien, że jako dziecko widziałem Panią u mojego dziadka w domu. Byłoby mi bardzo miło, gdybym mógł poznać, chociaż Pani imię. To dla mnie zaszczyt poznać znajomą dziadka, tym bardziej, że do towarzyskich to on nie należał.
- Jak my wszyscy- westchnęła
-Słucham?
- Nie, nic ważnego. Dobrze młody człowieku. Powiem tylko tyle. Mam na imię Zuzanna i od wielu lat byłam znajomą Twojego dziadka. Razem studiowaliśmy i przez szereg lat współpracowaliśmy w pracy. O więcej proszę mnie nie pytaj.
- Strasznie Pani tajemnicza. Umiem jednak uszanować czyjąś prywatność, dlatego nie będę Pani więcej męczył pytaniami.
- Gentelman jak dziadek. Z resztą jesteś do niego podobny z wyglądu, tyle, że masz bardziej okrągłą twarz. Oj zagalopowałam się. Ja tutaj robię jakieś tajemnice, a pozwalam sobie mówić Panu na Ty.
- Nic nie szkodzi. Jest Pani w wieku mojego dziadka. On też mi mówił po imieniu, więc niech Pani też mi mówi Antoni.
-Dobrze, zatem Antoni. Utrzymuję tajemnice, ponieważ chce ciebie chronić i wierz mi lepiej żebyś nie wiedział, przed czym.
- Po takim wstępie, to z ciekawości nie będę mógł spać.
-Curator , is prime grade insquequo coniecto*
- Pani Zuzanno, znam łacinę. Wiem, że to pierwszy stopień do piekła.
- W tym przypadku, może to być dosłowne mój drogi Antoni.
- Piekła, to ja mam w domu. Jak sobie pomyślę, że murzę posprzątać wszystkie pokoje i na nowo posegregować notatki dziadka, to mi się przysłowiowy nóż w kieszeni otwiera.
- Co się stało drogi chłopcze?- Zapytała Zuzanna wyraźnie zdenerwowana.
- Podczas pogrzebu dziadka, ktoś włamał się do domu i wywrócił go do góry nogami, a jak wróciłem to na odchodne zdzielił mnie czymś ciężkim w głowę.
-Masz szczęście, że żyjesz.
- Wracaj natychmiast do domu. trochę go uporządkuj i radzę dobrze nie nocuj w nim.
- Pani Zuzanno, przecież dam sobie radę. Co mi się może stać w moim domu?
- Co? Już raz w głowę oberwałeś. Bądź mądry i mnie posłuchaj.
- Dobrze, jeżeli to takie ważne, to prześpię się w akademiku.
- Dobry pomysł, a teraz wybacz ale zaraz mam autobus. Musze już iść. Jeżeli coś się zmieni odezwę się.
Antoni wstał, żeby podać płaszcz pani Zuzannie- Na prawdę było mi bardzo miło panią poznać. Nie mogę się doczekać naszego następnego spotkania.
- Mi również było miło. Jesteś naprawdę miłym młodym człowiekiem- Pani Zuzanna wzięła torebkę z oparcia krzesła i wyszła z Kawiarni.
Antoni osiadł przy stoliku i już chciał otworzyć przesyłkę od dziadka, kiedy usłyszał pisk opon i huk na ulicy. Od razu przez myśl mu przeszła jego nowa znajoma. Jak z procy wybiegł przed lokal. Na ulicy zgromadził się już spory tłumek gapiów.
-Pewnie weszła mu pod koła- było słychać z tłumu- Taka stara baba nie powinna chodzić sama po ulicy, tylko zagrożenie stwarza dla kierowców!- Co też Pan mówi, jakby ten kierowca był w porządku nie uciekłby z miejsca wypadku.
W tej bez składnej paplaninie Antoniemu dało się wreszcie przedrzeć przez tłum. To co zobaczył przeraziło go. Pani Zuzanna leżała na jezdni, w pozycji bezwładnie rzuconej lalki, z głową bokiem leżącą na asfalcie.
- Ludzie!!! Wezwijcie karetkę!! Niech ktoś wezwie to cholerne pogotowie!!- Krzyknął Antoni podbiegając do Pani Zuzy.
- Chłop...Chłopcze- wykrztusiła
- Proszę niech Pani nic nie mówi. Pogotowie już jedzie.
- Chłopcze, pamiętaj destination procuratio ones , quis venustas quoque concero tendo **
- Co pani mówi? Jakie sznurki?
- Zzz..zrozumiesz, przyjdzie czas, to zrozumiesz. Nostrum , illud quis rectus ut vigilo unus erant yourselves ut stipes.... Pondera non ago. Bids ut latin , vel alius non veneratio vadum wits.
Antoni zrozumiał i również przeszedł na łacinę- Wits? Quis talis wits?***
Niestety pani Zuzanna już nie odpowiedziała. Z ust pociekła jej stróżka krwi i przestała oddychać. Kiedy przyjechało pogotowie lekarz stwierdził zgon. Wraz z karetką pojawiła się też Policja. Wśród gapiów znalazł się ktoś, kto widział samochód, który potrącił panią Zuzę.- Panie władzo- mówił wyraźnie podekscytowany sprzedawca z pobliskiego kiosku- To był jak nic pancerny mesio
- Mesio???- zdziwił się Policjant
- Znaczy się Mercedes Panie władzo. Pancerny jak nic, nawet się lekko nie wgiął. Tablice miał zachlapane błotem. To była robota na zlecenie, mówię panu. Wiem bo w pracy czytam "Śledczego", a tam piszą o takich sprawach i to sama prawda jest panie władzo, samiuśka.
- Ta sama prawda- przytaknął policjant z przekąsem- Jeżeli się Panu jeszcze coś przypomni proszę zgłosić się na komisariat. Z resztą i tak jeszcze Pana wezwiemy na spisanie zeznań.
- Co tylko Pan sobie życzy Panie Władzo.
-Teraz ten sam policjant podszedł do Antoniego. - Znal Pan ofiarę?
- Tyle o ile. Pani Zuzanna była znajomą mojego dziadka.
- To proszę go wezwać na komisariat- odpowiedział policjant
- Z miłą chęcią ale dziadek nie może przyjechać.
- Nie ma problemu przyślemy po niego radiowóz.
- I tak się nie stawi. Dzisiaj był jego pogrzeb.
- Proszę Pana, niech pan sobie żartów z ze mnie nie robi, jestem funkcjonariuszem na służbie.
- Nie śmiałbym sobie żartów robić z policji, tym bardziej w obliczu śmierci.
- Wie Pan, co jak Pan taki wygadany, to pojedziemy na komisariat i tam porozmawia pan z moim szefem. Zapraszam do radiowozu.
Antoni wsiadł razem z policjantem do auta i ruszyli. Przez całą drogę funkcjonariusz nie odezwał się do niego ani słowem. Wyraźnie poczuł się urażony.
Na komisariacie kazał mu usiąść na korytarzu i czekać. Grzecznie usiadł, a
że to czekanie się przedłużało rozpakował przesyłkę od dziadka.
W pudełku był kluczyk i kartka z napisem po łacinie "Heretofore peto suum identity , duco preterea portrait posterus.
Conjunction sub nether vir pariter vetted profundities , quod manus manus volo thee ero vinum****
-Znowu zagadka- powiedział sobie w myślach- Głębia, wino? O co tu chodzi?- z zadumy wyrwał go kobiecy głos
- Znowu się spotykamy. Dwa razy w ciągu jednego dnia. Wpierw włamanie, potem śmiertelny wypadek. Albo pan jest w mafii albo ma paskudnego pecha?
Zapewniam panią detektyw, że to drugie. Po śmierci pani Zuzanny, na pewno to drugie.
Pani Bielska ruchem ręki zaprosiła Antoniego do biura.
- Rozumie Pan, że teraz będę musiała panu zadać parę pytań dotyczących zmarłej. Domyślam się, że ten telefon, po którym pan wyszedł z domu to właśnie ona była tym wujostwem.
Antoni lekko się zmieszał. Oczy pani detektyw chociaż ciepłe, wyrażały irytacją ich właścicielki, związaną z zatajeniem prawdy.- Tak, to ona dzwoniła i poprosiła o spotkanie ale przyrzekam, że nie wiedziałem jaki był jego cel.
- Nie musi pan przyrzekać. Nie wygląda pan na kłamcę, więc powiedzmy, że w to wierzę. Jednakże proszę nie zatajać przede mną żadnych nawet najdrobniejszych faktów. Pan też dzisiaj oberwał, więc to spotkanie z tym samochodem mogło być przeznaczony dla pana.
(...)
*ciekawość, to pierwszy stopień do piekła
**kieruje nami przeznaczenie, a przeznaczeniem kierują ci, co pociągają za sznurki
***Z nas, tych co stoją na straży tylko jeden został się na posterunku. Reszta nie żyje. Mówię po łacinie, bo nie każdy musi wiedzieć.
Wiedzieć? Co takiego wiedzieć?
****spójrz pod nogi i zbadaj głębie, a wskazówką niech tobie będzie wino- przypis autora
_________________
________________________________________
Dida
Dama z pradawnych czasów
- Wątpię. W najmniejszym stopniu nie przypominam eleganckiej starszej pani - stwierdził ironicznie Antoni. Wiedział, że nie powinien odzywać się w ten sposób do policji, ale był bardzo zestresowany. A kiedy się denerwował starał się rozładować atmosferę żartobliwymi lub zgryźliwymi uwagami, które nierzadko w ogóle nie pasowały do sytuacji.
Pani Bielska spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale nie skomentowała.
- Proszę mi opowiedzieć o zmarłej - odezwała się.
- Niewiele wiem, naprawdę - rozpoczął Antoni. - Nie znam nawet jej nazwiska. Powiedziała mi jedynie, że studiowała i przez wiele lat pracowała z dziadkiem i że ma na imię Zuzanna. To wszystko.
- Ale dlaczego chciała się nagle spotkać właśnie z panem?
Antoni zawahał się.
- Nie była na pogrzebie i pragnęła usłyszeć relację z niego i powspominać dziadka - odezwał się. Nie chciał powiedzieć policji prawdy, choć czuł, że to co wymyślił na poczekaniu nie bardzo trzyma się kupy. - Niestety spóźniłem się i nie mogliśmy rozmawiać zbyt długo, bo ona spieszyła się na autobus.
- Rozumiem - powiedziała pani detektyw, choć sprawiała wrażenie, że nie do końca wierzy w to co opowiedział Antoni.
- Naprawdę nic więcej nie wiem - zapewnił chłopak. - Nawet nie wiedziałam, że dziadek miał taką dobrą znajomą.
- Cóż, w takim razie dziękuje panu za współpracę. Do widzenia.
Antoni poczuł żal, że pani Biecka odprawia go tak nagle, nie obiecawszy nawet, że będzie informować o postępach w śledztwie. Rozmyślając nad wydarzeniami kilku ostatnich godzin wrócił do domu. Musiał spakować się przed wyprowadzką do akademika. Nie czuł się jednak zbyt dobrze. Po głowie kołatały mu się ostanie słowa pani Zuzanny. Wspomniała coś o winie. Antoni uznał, że musi się napić, może to rozjaśni mętlik w jego głowie i udał się do piwnicy.
_________________
Silje-nieznana z L.L.
Matka Rodu Lind
wejście do piwnicy znajdowało się w głębi domu, pod schodami prowadzącymi na pierwsze piętro. Otwierając drzwi włączył światło którym okazała się zakurzona gola żarówka u dołu schodów. Z tego co pamiętał nigdy do tej pory nie był sam w piwnicy, zawsze to dziadek wyruszał po mocniejsze trunki każąc wnukowi zostać. Piwnica składała się z trzech pomieszczeń, krótkiego korytarza z sufitem tak niskim, że Antoni prawie musiał się schylać aby nie zawadzić o kolejną żarówkę, niewielkiego pomieszczenia po lewej w którym znajdował się kocioł ogrzewający dom, oraz większego na końcu korytarza w którym znajdowały się wina i kilka konfitur zrobionych zeszłej jesieni przez Annę, matkę Antoniego i córkę Jana zmarłą tej zimy.
Mężczyzna uśmiechnął się na ten dowód zapominalstwa dziadka. Konfitury stały w najdalszym koncie pomieszczenia za drewnianymi, starymi stojakami na wina ustawionymi jak ściany dzielące pomieszczenie na kilka części. Ta część piwnicy miała dość duże rozmiary odpowiadające salonowi na parterze dość duża szafka z domowymi wyrobami była niemal nie widoczna gdyż żarówka, która miała oświetlać tę przestrzeń nie działała. Mężczyzna zwrócił uwagę w tamtą stronę jedynie dlatego że coś zabłyszczało z tamtego kierunku. Zaciekawiony podszedł do ciemnego, zakurzonego mebla. Gdy obejrzał mebel ze zdziwieniem stwierdził że na najniższej półce prawie nie ma śladu kurzu a podłoga jest wydeptana. Schylił się aby sprawdzić czy coś tam nie stoi, ale półka przylegająca do podłogi była pusta. Mężczyzna miał już się podnieć gdy w głębi półki coś błysnęło. Zaintrygowany ukląkł na brudnej ziemi i sięgnął ręką, gdy ją wydobył trzymał małe, proste, kwadratowe lusterko, gdy sięgnął jeszcze raz w miejscu lusterka znajdował się mały regularny otwór. Nagle go olśniło.
-Oczywiście!
Z kieszeni wyjął kluczyk i papier ale ten drugi schował szybko z powrotem. Po krótkim zmaganiu z zamkiem wyjął dno szafki i to co znajdowało się pod nim, była to dość duża szkatułka z czarnego drewna. Przejęty ciekawym znaleziskiem mogącym mieć coś wspólnego ze śmiercią Zuzanny a kto wie czy i nie z wypadkiem dziadka, wbiegł na pater a następnie na piętro po schodach i zamknął w gabinecie Jana. Szkatuła wydawała się bardzo stara, zachowała się jednak w doskonałym stanie. Na wieku znajdowały się rzeźbienia stylem przypominające celtycką lub normańską plecionkę z charakterystycznymi mitycznymi stworzeniami. Nie było zawiasów ani żadnego widocznego zamknięcia więc po prostu zdjął wieko. w środku znajdował się kawałek iluminowanego pergaminu w charakterze średniowiecznej biblii, zgrabne gotyckie literki w niektórych miejscach były zamazane, jak gdyby stronica miała bliską styczność z wodą, jasne jednak było że język którym była zapisana to w większości łacina. w pudełku znajdował się również dziwny wisior ze srebra owinięty w wyblakły błękitny delikatny materiał.
Przenieś ten post
TengelDobry
Głowa Rodu Lind
________________________________________
(...)
Był on bardziej niż dziwny. Do noszenia na pewno nie za wygodny. Dość długi srebrny płaskownik, z jednej strony na krótszym boku miał trzy wcięcia, a nad nimi wycięte sześć, prostokątnych otworów przypominających kod kreskowy. Całość płytki była pokryta grawerem przypominającym pędy roślin. Wisior był przypięty do srebrnego łańcucha o grubych, prostokątnych ogniwach łączonych ruchomymi zamkami.
Gruby, masywny kawał srebra. Antoniemu przypominał bardziej klucz, niż ozdobę.
Po oglądnięciu wisiora spojrzał na pergamin. Całość była po łacinie i pisana zgrabnym gotykiem. Na pierwszy rzut oka przypominał kartkę ze starej Biblii ale po dokładniejszym obejrzeniu była to stronica z chorału. Tekst pieśni i średniowieczny zapis nutowy dobrze znany z większości chorałów.
Był to kanon śpiewany przy adoracji grobu Pańskiego
Adoramus te Christe, benedicimus tibi,
quia per crucem tuam redemisti mundum,
duia per crucem tuam redemisti mundum.
Antoniego zastanawiało, co może kryć ten pergamin.
Przecież dziadek nie schował go z umiłowania do muzyki. Jedno jest pewne ma on coś wspólnego z tym wisiorem. Tylko co?
Za oknem zaczęło się powoli ściemniać. Przypomniał sobie, że ma się udać do akademika. Już miał wychodzić, gdy przez okno zobaczył podjeżdżającego pod posesję mercedesa. Zrozumiał, że to ten sam "mesio", który potrącił Panią Zuzannę. Nie ucieknę pomyślał. Muszę ukryć tą szkatułkę tak, żeby jej nie znaleźli. Wybiegł na korytarz, z szafki z narzędziami wyjął mocną taśmę klejącą i kilka worków na śmieci. Następnie włożył szkatułę do worka i dokładnie zakleił. Tą czynność powtórzył jeszcze kilka razy. Potem wszedł do ubikacji i schował szkatułkę w spłuczce. Wyszedł zgasił światło i chwycił wiszący na ścianie rapier. postanowił przywitać intruzów. Chciał zadzwonić na Policję ale telefon był odcięty.- Chyba jednak w końcu kupię tą komórkę- pomyślał.- Smycz, bo smycz ale trudniej ją odciąć od linii. Intruzi włamali się do domu wyłamując dopiero co założony nowy zamek. Znowu zaczęli robić demolkę. Jeden z nich wreszcie krzyknął.
- Panie Krzemiński, wiemy że Pan tu jest. Proszę nie utrudniać sprawy. I tak pana znajdziemy, a wtedy będzie pan umierał długo i boleśnie.
Antoniemu propozycja nie wydała się zachęcająca. Postanowił jakoś wyrwać się z domu. Po cichu zbliżył się do okna balkonowego od strony ogrodu. Otworzył je i ześlizgnął się po kolumience ganku. Niestety bandyci go zauważyli. Puścił się biegiem w stronę sadu. Znał tą działkę dobrze. Od dziecka bawił się w poszukiwaczy skarbów w lekko zapuszczonym ogrodzie dziadka. Napastnicy byli jednak sprawni i wysportowani. jeden z nich szybko dogonił Antoniego i próbował go dźgnąć nożem. Uchylił się i powiedział- Nie radzę ja mam dłuższy nożyk- jak zawsze w sytuacji stresującej uruchamiało się jego specyficzne poczucie humoru- Bandyta jednak nie zważał na to, i znowu go zaatakował. Antoni zbił cios i uderzył ostrzem z całej siły w korpus przeciwnika. Chociaż rapier był tępy, to takie uderzenie kawałkiem metalu okazało się skuteczne. Następny bandzior był uzbrojony w pistolet.Jak tylko go zobaczył zaczął strzelać. Antoni uciekał ile tylko miał sił w nogach. Co chwila wbiegał między drzewa, za iglaki i kamienie. Chciał dobiec do muru, z którym była ruchliwa ulica. Tam powinni odpuścić. Wreszcie dotarł do celu, już wskakiwał na mur, już był prawie z drugiej strony gdy z powrotem ściągnęła go jakaś siła. Upadł na ziemie i zanim zdążył coś zrobić oszołomił go potężny cios w szczękę.
Ocknął się przywiązany do fotela w Salonie na parterze willi.
Wszyscy napastnicy mieli kominiarki, więc nie wiedział z kim ma do czynienia. Strasznie bolała go głowa i czuł, że został dodatkowo czymś odurzony. Jeden z mężczyzn, jedyny ubrany w szary garnitur podszedł do niego i uderzył w twarz- Ocknij się pan, panie Antoś, bo mam do was parę pytań.
- Nie wiem jak inni ale ja nie mam ochoty na odpowiadanie na żadne pytania- odburknął Antoni.
Kolejny cios wylądował na jego twarzy.
- My nie żartujemy, chyba się już przekonałeś dzisiejszego popołudnia?
- Nie wiem o czym mówisz.
Pan w szarym garniturze skinął na jednego ze swoich ludzi. Ten podszedł do fotela i z całą siłą uderzył Antoniego w brzuch.
- Szkoda, że dzisiaj nic nie jadłem, przynajmniej mógłbym ciebie obrzygać.- Kolejny cios wylądował na jego brzuchu, tym razem splunął krwią.
- Twarda sztuka z ciebie ale gra na stłuczenie do nieprzytomności nic Tobie nie da. Ocucimy ciebie, podleczymy i znowu zaczniemy rozmowę więc gadaj, co wiesz!
-Dobra, dobra ale co ja mam takiego wiedzieć? Zanim któryś z twoich goryli mnie znowu walnie sprecyzuj pytanie- Znowu dostał tym razem w twarz.
- Jak sobie życzysz. Gadaj co ci powiedziała ta stara suka w kawiarni!
- Złożyła kondolencje, była znajomą dziadka i dopiero co wróciła do Polski. Jak się dowiedziała o jego śmierci, to postawiła mi przekazać wyrazy współczucia- po tej odpowiedzi oczywiście znowu poczęstowano go pięścią.- Wy chyba jacyś nie wyżyci jesteście. Prawda, czy kłamstwo musisz w coś walnąć. Tu jest granitowy kominek, jeżeli ci to sprawi przyjemność, to proszę bardzo wal w niego pięścią ile wlezie.
- Szefie- odezwał się ten który bił Antoniego- On jest tak samo upierdliwy jak jego starzy i ten stary pryk. Prędzej da się zabić niż coś powie. Ze stary poszło czysto, bo go przytapialiśmy. Jego rodzice też pary z gęby nie pisnęli ale oni mieli samochód można było upozorować wypadek, a z tym co zrobimy?
- Ty się nie martw, rób swoje. Już ja się zajmę tym ptaszkiem.
Mężczyzna w szarym garniturze podszedł do Antoniego i zaczął palcem trącać go w policzek.- Słuchaj będę ciebie wysyłał do krainy umarłych i z powrotem wyrywał do życia. Zanim na dobre umrzesz wyśpiewasz wszystko.
W antonim wrzało, Te Sukinsyny zabili jego rodzinę. Był teraz bez silny zdany na ich niełaskę. Gniew jednak przysłonił mu trzeźwe myślenie. Kiedy kolejny raz nieznajomy puknął go wskazującym palcem w policzek, błyskawicznie odwrócił głowę i z całej siły zacisnął zęby na jego palcu. Musiał chwycić centralnie na stawie, i włożyć tyle siły w to ugryzienie, że odgryzł pół wskazującego palca napastnika. Ten zawył z bólu i uderzył go kolbą pistoletu w głowę. Antoniego znowu zamroczyło. Zadziwiająco szybko jednak odzyskał przytomność.
- Będę nad tobą się tak znęcał, że będziesz błagał o śmierć ty archeologu za dychę ale ja tobie tej łaski nie okażę. Chłopaki brać go!
Czterech mężczyzn odwiązało Antoniego od fotela i boleśnie wykręcając ręce zaczęli wlec do wyjścia. W drzwiach jednak go puścili i zaczęli uciekać. Antek był tak oszołomiony bólem, że nie wiedział co się wokół niego dzieje.
Po chwili usłyszał znajomy kobiecy głos.
- No, no, no. Pan tajemnica się znalazł.
- Ju..ju..Justyna? wybełkotał
- Tak to ja. I co odechciało się już panu strugać bohatera?
- Ttak. Oooni zabbili moich rodziców iiiiiiii dziadka o..oo. orgh- Dalej Antoni nie mógł mówić, bo znowu zakrztusił się krwią.
Spokojnie, moi ludzie już wezwali karetkę. Teraz niech pan odpocznie. Porozmawiamy jak pan wyzdrowieje.
Antoni słyszał już te słowa jak przez mgłę. Delikatne ręce trzymające jego głowę sprawiły, że się odprężył i nic w koło nie miało znaczenia.
Kiedy otworzył oczy oślepiła go biel i światło. Nad nim stał jakiś mężczyzna w kitlu i kilku policjantów.
- Budzi się- powiedział- Idźcie zawiadomić panią Bielską. Panie Antoni słyszy mnie pan?
Antoni skinął głową.
- Został pan ciężko pobity i leży pan w szpitalu. Ja nazywam się Zbigniew Krzyś i jestem Pana lekarzem.
(...)
Musi pan wiedzieć, że był pan w śmierci klinicznej i leżał w śpiączce przez dwa tygodnie.
- Panie doktorze prawdę mówiąc za bardzo nie pamiętam co się ze mną stało.
- Chwilowa utrata pamięci, to normalne po przejściu śmierci klinicznej i śpiączki. Teraz będzie pan na obserwacji, a potem pół roku rehabilitacji.
Musi pan nabrać sił.- W drzwiach stanęła Justyna Bielska- Dobrze ja na razie zostawiam państwa samych. W razie potrzeby wie pani gdzie mnie szukać; i jeszcze jedno. Proszę wziąć pod uwagę, że po tym co on przeszedł może mieć luki w pamięci.
- Dobrze panie doktorze, teraz raczej chcę zobaczyć jak się czuje.
Miło słyszeć pani detektyw, że policja bierze pod uwagę stan zdrowia przesłuchiwanego- Powiedział doktor wychodząc na korytarz.
(...)
Dida
Dama z pradawnych czasów
________________________________________
Pani detektyw spojrzała na Antoniego surowo.
- A teraz proszę mi dokładnie wszystko opowiedzieć. Wplątał się pan w coś poważnego, więc proszę mnie nie zbywać i nie twierdzić, że nic pan nie wie, bo i tak nie uwierzę - odezwała się.
Antoni zmarszczył brwi. Chciał zrelacjonować wszystkie dotychczasowe wydarzenia policjantce. Czuł, że może jej zaufać. Z drugiej jednak strony wydawało mu się, iż to byłoby nielojalne w stosunku do dziadka. Jan zajmował się czymś w sekrecie, miał swoje tajemnice, które zaczęły wychodzić na jaw dopiero po jego śmierci. Za życia nigdy nie wspominał o żadnym wisiorze, czy o znajomej imieniem Zuzanna, mimo iż miał zaufanie do wnuka. Musiał mieć swoje powody. Być może o pewnych sprawach miało wiedzieć jak najmniej ludzi. Antoni doszedł do wniosku, że musi sporo przemyśleć.
- Przepraszam, ale w tej chwili marzę tylko o tym, żeby coś zjeść i się przespać - odezwał się. Jestem bardzo zmęczony i ogłupiały i nie mam sił na długą rozmowę. A mam naprawdę sporo do opowiedzenia - zaznaczył. - Proszę przyjść jutro. Na pewno dojdę już do siebie i będziemy mogli spokojnie porozmawiać.
Justyna popatrzyła na niego z lekkim zawodem, po czym wzruszyła ramionami i powiedziała:
- Jak pan uważa. Zatem do zobaczenia jutro.
Po czym wyszła. Antoni zadzwonił po pielęgniarkę i poprosił o coś do jedzenia. Po posiłku ułożył się wygodnie i spróbował zastanowić się nad swoją sytuacją Nie wiedział, jak długo leżał bez ruchu, aż nagle usłyszał skrzypienie otwieranych drzwi. Pomyślał, że to lekarz przyszedł go zbadać. Otworzył oczy. Zobaczył dwóch nieznajomych mężczyzn w białych kitlach. Jeden pchał przed sobą wózek inwalidzki, a drugi zbliżał się do niego, trzymając w jednej ręce butelkę, a w drugiej szmatkę.
_________________
TengelDobry
Głowa Rodu Lind
________________________________________
Antoni chciał się zerwać z łóżka ale zatrzymał go ból. Zanim sięgnął ręką po dzwonek szmatka z chloroformem spoczęła na jego ustach i nosie.
Obudził się znowu w łóżku. Obok stała pielęgniarka i regulowała kroplówkę.
Chwycił ją za rękę i szarpnął do siebie.
- Gdzie ja jestem?!- Syknął ze złością.
- Proszę się nie obawiać. W bezpiecznym miejscu.- Odpowiedziała mu z uśmiechem.
W tym momencie do pokoju wszedł doktor Krzyś.
- Panie doktorze! Co to ma znaczyć? Niech Pan nie mówi, że jest Pan w zmowie z tymi bandziorami?- Wzburzył się Antoni.
- Jeżeli Policję można nazwać bandziorami, to tak.- Zażartował lekarz.- Jest Pan w wielkim niebezpieczeństwie. Dlatego dałem się namówić Pani detektyw na to pseudo porwanie. Z reszta wszystko sama Panu opowie.
W tym momencie do pokoju weszła Justyna.
- Witam Pana. Jak się dzisiaj Pan czuje?- zapytała ironicznie.
- Zważając na to jaką przeszedłem rehabilitację, to pytanie wydaje się retoryczne.- Zripostował Antoni.
- Oho, wstępne uprzejmości zostały już wymienione- wtrącił doktor Krzyś- Podejrzewam jednak, że dalszej treści rozmowy nie chcę znać, więc zostawię Was samych. To mówiąc wyszedł.
- Widzę, że cięty humor Pana nie opuszcza. Ustalmy jednak jedno. To na mnie nie działa, nie pozbędzie się mnie Pan za pomocą niedomówień, kłamstw, tajemnic i marnego dowcipu. Rozumiemy się?
- Jak najbardziej pani detektyw. Myślałem jednak, że moje poczucie humoru bawi panią.
- W innej sytuacji może tak, ale nie kiedy wokół giną ludzie i jakiś zadufany w sobie zgarniacz pyłu z porozbijanych skorup zwodzi mnie na manowce.
Antoni zrozumiał, że ta kobieta naprawdę się przejmuje tą całą sytuacji i wbrew ogólnie przyjętemu wizerunkowi policjanta jest piekielnie inteligentna. Już wcześniej czuł, że może jej zaufać. Był jednak rozbity, czy może zdradzić sekret dziadka. Pani Zuzanna umierając jednak mówiła, że strażników jest coraz mniej. Sam też nie da rady rozwikłać tej tajemnicy, nie mówiąc już o możliwości obrony przed tymi bandytami, którzy go tak załatwili. Jest sam, chyba nie ma wyboru. Co robić?
Nagle usłyszał wyraźnie głos dziadka.- Antoś, chłopcze, zaufaj jej. Ona ciebie nie zawiedzie.- Przeraził się tego. Prawdę mówiąc nie wiedział, co się z nim dzieje. Policjantka najwyraźniej niczego nie słyszała. Cały czas patrzyła mu w oczy i czekała aż coś powie. Trudno raz kozie śmierć. Omamy, nie omamy ale jeżeli dziadek komuś ufa to ja też mogę. Kurcze chyba zaczynam szaleć słyszę głos zmarłego dziadka. Musiałem naprawdę mocno dostać po głowie.
- Pani Justyno, chce to wszystko powiedzieć ale sam nie wiem o co chodzi i jestem tak samo zagubiony jak pani. Ten mój dowcip to tak naprawdę jest reakcją na stresująca sytuację. Przepraszam, jeżeli Panią uraziłem.
Policjantka jakby trochę złagodniała.
- Przeprosiny przyjęte ale proszę mnie już więcej nie robić w konia. Sprawdziłam tą Panią Zuzannę. Otóż faktycznie kończyła studia z Pańskim dziadkiem. Nazywała się Zuzanna Andler i zrobiła doktorat z archeologii. Potem wyjechała do Stanów i kontynuowała prace naukową. Nie było by w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że grupy studentów, która kończyła
naukę z Pana dziadkiem prawie wszyscy nie żyją. Poginęli w dziwnych okolicznościach i to z całymi rodzinami. Z tego co ustaliłam nie ma wiadomości tylko o jednym koledze pańskiego dziadka, ponieważ zniknął trzydzieści lat temu i słuch o nim zaginął. Kiedy się tego dowiedziałam od razu postanowiłam pojechać do pańskiego domu. Po prostu czułam, że pan będzie następny.
Antoniemu zrobiło się trochę głupio.
- Przepraszam, zapomniałem podziękować za uratowanie życia. Proszę mówmy sobie po imieniu. Ten pan i pani strasznie mnie krępują, a czuję że rozwikłanie zagadki przez którą zginęło tylu ludzi zajmie nam trochę czasu.
- Też tak uważam.
- Dobrze, więc jestem Antoni.
- A ja Justyna.
- Miło mi. Prawdę mówiąc jedyne co pamiętam z wizyty tych drabów w moim domu, to że jednemu odgryzłem kawał palca i potem dotyk twoich dłoni na mojej głowie. Reszta obrazów jest taka zamazana. Wiem, że coś znalazłem w domu, i że to gdzieś ukryłem ale nie pamiętam co i gdzie. Próbuję sobie przypomnieć ale mam dziurę w pamięci aż mnie głowa boli
(...)
- Spokojnie, spróbuj teraz odpocząć i się nie przemęczaj. Pamiętaj, że dopiero co wróciłeś z krainy umarłych.
- Tak, tak ale mój umysł ma to gdzieś. Cały czas usiłuje sobie przypomnieć, co się wydarzyło tamtego wieczoru. Gdybym mógł wrócić do domu, na pewno bym sobie przypomniał co i gdzie schowałem.
Niestety Antoni ale musisz na razie polegać tylko na swojej dziurawej pamięci. Wiem, że to zabrzmi dziwnie z ust policjantki, ale twoje uprowadzenie jest zrobione trochę poza regulaminem.
Zszokowany Antek nie mógł powstrzymać się od żartu-No, no, no zadziwia mnie Pani pani detektyw. Co się stało, że łamiesz regulamin Justyno. Co jak co ale działania poza prawem w twoim wykonaniu się nie spodziewałem.
- Nic w tym nadzwyczajnego- Odpowiedziała- Mieliśmy potężne naciski z góry żeby umorzyć śledztwo w sprawie twojego dziadka Pani Zuzanny i ciebie. Sprawy przybierają jednak inny tok, kiedy jedna ze stron jest zaginiona lub porwana. wtedy śledztwa nie można umorzyć, chociażby sam minister nam kazał.
Właśnie dlatego nie możesz wytykać nosa z tej dziupli, dopóki nie dam tobie znaku, że coś się dowiedziałam, i że możesz wyjść z ukrycia.
(...)
DIDA
Justyna obiecała informować Antoniego o postępach w śledztwie i jeszcze raz przypomniała mu, że musi się przyczaić i pozostać w kryjówce, po czym wyszła. Chłopak nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy. Nie wyobrażał sobie, że miałby siedzieć bezczynnie i tylko czekać. Chciał działać, znał dziadka, środowisko archeologów, na pewno mógłby się przydać. Odczekał chwilę. Zdecydowanym krokiem podszedł do drzwi i je otworzył. Na korytarzu stał doktor Krzyś i rozmawiał z przystojnym młodym mężczyzną w eleganckim garniturze. Chciał ich wyminąć, ale lekarz chwycił go za ramię i powiedział:
- Dokąd się wybierasz? Zostałeś mocno poturbowany, ledwo uszedłeś z życiem, musisz leżeć i odpoczywać.
- Czuję się zupełnie dobrze – zaprotestował Antoni. – Zmarnowałem już bezczynnie wystarczająco dużo czasu. Muszę sprawdzić tyle rzeczy.
- Przykro mi chłopcze, ale Pani detektyw powiedziała, że nie możesz opuścić tego budynku, najlepiej żebyś został w pokoju i wypoczywał. Oto Endarion de Mazer, zaufany współpracownik i informator Pani Justyny. – Wskazał na mężczyznę w garniturze. – Będzie panu dotrzymywał towarzystwa, gdyby chciał pan przejść się po domu i będzie przekazywał wiadomości w sprawie śledztwa.
- Miło mi pana poznać – odezwał się de Mazer i wyciągnął rękę.
Antoni zacisnął pięści i bez słowa cofnął się do pokoju. Usiadł na łóżku, musiał się zastanowić i nie chciał, żeby mu przeszkadzano. Drzwi nie miały żadnego zamknięcia od wewnątrz, ale przesunął komodę, która stała tuż obok i zablokował wejście. Zaczął krążyć po pomieszczeniu w bezsilnej złości. Nagle zatrzymał się przed oknem. Wyjrzał na zewnątrz. Rozciągał się przed nim przepiękny widok. Trawiaste zbocze opadało łagodnie w kierunku migotliwie połyskującego jeziora. Widać było długi pomost, przy którym cumowało kilka łódek i żaglówka. Zaczął szarpać za klamkę, ale nie był w stanie otworzyć okna. Zdenerwowany rozejrzał się po pokoju. Chwycił krzesło i wybił szybę. Wytłukł odłamki z ramy i wyjrzał na zewnątrz. Znajdował się na drugim piętrze sporej willi, tuż przy jej końcu. Tuż obok do ściany przyczepiona była rynna. Nie namyślając się długo, Antoni wszedł na parapet, chwycił się rynny i zaczął mozolnie zsuwać się po niej.
_________________
Tengel Dobry
Zadowolony z siebie stanął na trawniku. Zapomnieli,że porządny archeolog, to również wspinacz i grotołaz- pomyślał z uśmiechem. Szybkim krokiem zaczął kierować się w stronę przystani. W głowie miał tysiąc myśli ale jedno najbardziej mu nie pasowało. Polski detektyw, współpracownik Hiszpan i willa niczym u Carinktonów. Coś tu śmierdzi i to na kilometr. Z zamyślenia wyrwał go głos Mazera- Signior Antoni! Signior proszę się nie wygłupiać!
Antoni nie zamierzał słuchać nawoływań. Od przystani dzieliło go zaledwie dwieście metrów. Puścił się biegiem w jej kierunku. Jednakże w jego stanie bieganie nie było dobrym pomysłem. Kiedy wbiegał na pomost zakręciło mu się w głowie i stracił równowagę. Chwile potem znalazł się w wodzie.
Wyciągną go Mazer.
-Signior Antoni- powiedział okrywając go własną marynarką- Justine mówiła mi, że jest pan uparty ale, że głupi zapomniała powiedzieć.
- Kim do diaska jesteś, żeby mnie osądzać? Nie lubię być zamknięty.
- Signior, kim jestem nie mogę powiedzieć. Jednakże proszę mi wierzyć Justine pana chroni. Nawet nie zdaje sobie pan sprawy w jakie bagno został wepchnięty. Proszę nam zaufać, inaczej szybko pan dołączy do dziadka.
- Jeżeli mam zaufać, ty musisz powiedzieć mi wszystko co wiesz, inaczej za żadne skarby wam nie zaufam.
-Dobrze. W takim razie chodźmy do domu. Doktor Krzyś pana przebada, a potem porozmawiamy. Jednakże wiedza, która posiadam może okazać się dla pana niebezpieczna.
-Niewiedza za to dla mnie jest zabójcza. Stłukli mnie jak schabowego, a ja do tej pory nie wiem za co. Wolę wiedzieć dlaczego zginęło tylu ludzi, i dlaczego chcieli mnie skrócić o głowę. Przynajmniej będę wiedział jak się bronić.
_________________
Ostatnio zmieniony przez Tengel Dobry dnia Nie 1:31, 04 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|